Zaprzecza temu autor książki „Stolica Opryszków” Adam Rosłoniec, absolwent naszego liceum. Zupełnie innego zdania są czytelnicy, którzy zgodnie twierdzą, że to książka o Wyszkowie, bardzo atrakcyjna dla wyszkowian, bo mogą bawić się w odszyfrowywanie, kto kim jest, którędy szedł. O najnowszej powieści Adama rozmawiano na spotkaniu 12 września, zorganizowanym przez Akademię Umiejętności Pan Hilary w Restauracji Centralna. Ogromny wpływ na klimat tego kameralnego wieczoru i odbiór lektury miała relaksująca muzyka. Na ksylofonie własne „Wariacje na temat rzeki Bug” grała Halina Cendrowska.
Adam Rosłoniec przeczytał kilka wybranych fragmentów swojej ostatniej książki. Nawet ci, którzy jej jeszcze nie czytali, dostrzegli wyszkowskie tropy (takie jak fabryka mebli, park, Księdza Góra czy postacie, które od razu kojarzyły się z konkretnymi mieszkańcami Wyszkowa). Tytuł powieści został zaczerpnięty z popularnej niegdyś, przypomnianej na spotkaniu, wierszowanki:
- Kraków – stolica pijaków
- Wyszków – stolica opryszków
- Zambrów – stolica bambrów.
Nic dziwnego więc, że prowadzący spotkanie Piotr Adler (również absolwent liceum) dopytywał:
- Ile w Darku (główna postać w powieści) jest Adama?
- Nie jestem kronikarzem, historykiem. Jestem pisarzem i wydaje mi się, że rozpatrywanie książek jako autobiografii akurat w tym przypadku jest błędem. Natomiast na pewno dużo jest mnie, dużo moich emocji, doświadczeń, obserwacji. Jest to wszystko zmieszane z wiedzą, którą uzyskałem przez moje życie na temat świata. Do tego doszły fascynacje artystyczne, filmowe, muzyczne, literackie. Do tego dochodzą jeszcze sny.
- Jednak większość osób, która czytała tę książkę, twierdzi, że jest to książka o Stolicy Opryszków – nie ustępował prowadzący.
- W zasadzie na każdej stronie czuje się ten Wyszków – padł głos z sali.
- Czy pani Kazimiera to postać fikcyjna? – był ciekaw ktoś inny.
- Wszystkie postacie są fikcyjne – konsekwentnie domysłom czytelników przeciwstawiał się autor. – Nie piszę nigdy o konkretnej osobie, natomiast są to osoby realne, które każdy w swoim życiu spotkał, przynajmniej raz albo dwa...
Autor zdradził też kilka innych tajników swojego warsztatu pisarskiego.
- Czy robisz sobie katalog wydarzeń, miejsc, postaci? – pytał Piotr Adler.
- Generalnie piszę na czysto, bo nienawidzę poprawiać swoich rzeczy. U mnie proces pisania jest dość powolny. W głowie sobie układam, gdy robię coś innego, co napiszę rano lub wieczorem, 2-3 stroniczki. Niczego nie kataloguję. Czasem jedna historia wynika z drugiej. Coś napiszę i następnego dnia kontynuuję. Staram się pisać w ciągu, choć nie są to historie linearne. Staram się stosować technikę minimalnej ilości słów.
- Tytuł jest przewrotny, bo mam wrażenie, że swoich bohaterów bardzo lubisz – zauważył prowadzący.
- Jako osoba pisząca muszę pozostać wobec moich bohaterów neutralny. Jestem uczniem szkoły słowiańskiego powieściopisarstwa i tam nauczyłem się pisać w sposób neutralny. Nie oceniam, że ktoś jest zły, niech czytelnik sam oceni.
- To książka bardzo atrakcyjna dla osób z Wyszkowa, bo można się bawić w odszyfrowywanie, kto kim jest, którędy szedł... – uważa twórca AU Pan Hilary.
- Każdy, kto ją czytał, mówi, że to książka o Wyszkowie. Czyli udało mi się klimat tego miasta, jego wyjątkowość, tę baśniowość, którą podkreślam, uchwycić. Natomiast doszukiwanie się takich namacalnych konkretów to fatamorgana. Bo Wyszków w pewnym sensie to jest fatamorgana.
W rozmowie z NW Adam Rosłoniec przyznał:
- Mam taką naturę, psychikę, że muszę fabularyzować swoje życie, bo inaczej bym zwariował. Kroniki są ciekawe, ale ja nie jestem kronikarzem. Staram się tworzyć baśnie i z tego, co jest moim doświadczeniem, wyobrażeniem.
- Rozmowy z wujkiem Marianem, który przekazywał ci mądrości życiowe, to też fikcja?
- To akurat jest prawda...
Jak Marek i Wacek...
Adam Rosłoniec mówił też o początkach swojego pisania. Pierwsze jego utwory powstały w liceum: – Razem z Andrzejem Zakrzewskim, Romkiem Grusem i Czarkiem Bielskim założyliśmy kapelę pankrockową Wolna Elekcja. Pisałem wiersze, które stały się piosenkami (na prośbę publiczności zanucił „Idę korytarzem”; wersji odświeżonej w Studiu RG można posłuchać na YouTube).
Pierwsze dwie powieści („Strzały spod pierzyny” i „Dzieciożerca”) napisał wspólnie z kolegą z liceum Grzegorzem Pikorą, a ich literackim debiutem była sztuka „Nasze miasto”, którą wystawili w OKF Kino Stare za czasów dyrektorowania Piotra Adlera (ok. 1994 r.).
Jak to jest pisać we dwóch? – padło pytanie z sali.
- To trochę jak Marek i Wacek, są dwa fortepiany – padła odpowiedź. – To już 20 lat minęło, jak napisaliśmy „Strzały spod pierzyny”(okładkę zrobił znany rysownik Andrzej Czeczot). Pisało się bardzo fajnie. To bardzo motywujące, gdy się pisze we dwóch. Stawialiśmy sobie bardzo wysoką poprzeczkę. I była krytyka, i były walki. Wydaje mi się, że i „Dzieciożerca”, i „Strzały spod pierzyny” to nie są złe rzeczy. Na pewno się ich nie wstydzimy.
Pierwszą tylko jego autorstwa powieścią był „Przyjaciel z Kraju Raju”.
Elżbieta Borzymek